Content area
Full Text
Mamy już za sobą premierę „Kleru" Wojciecha Smarzowskiego. Od chwili, gdy ogłoszono, że ten film powstanie, interesowała się nim cała Polska. Autor oświadczał, że nie atakuje religii, lecz instytucję; bo nie tylko tworzą ją ludzie grzeszni, ale i sam Kościół nie zawsze jest święty. W portalach społecznościowych powstają inicjatywy popularyzujące obraz, jakby liczba sprzedanych biletów miała być miarą zniecierpliwienia Polaków nadużyciami duchownych. Smarzowski jest niewątpliwie jedynym polskim reżyserem, od którego wymaga się wpływania na rzeczywistość, dlatego też warto się zastanowić nie tylko nad przypisywanym mu statusem twórcy narodowego, ale też nad sprawczym potenqalem jego dzieł.
KINO NARODOWEJ RANY
Polska kinematografia ma się bardzo dobrze. Istnieją reżyserzy doceniani na arenie międzynarodowej, od przedstawicieli pokolenia średniego, dostających najważniejsze nagrody i honory Pawła Pawlikowskiego i Małgorzaty Szumowskiej, aż po obiecującą młodzież: Agnieszkę Smoczyńską, Jana P. Matuszyńskiego czy Tomasza Wasilewskiego, by wymienić tylko kilkoro, których nazwiska zapamiętane zostały przez zagranicznych widzów i krytyków. Pokazali oni, że polskie filmy mogą być transnarodowe i znaleźć zrozumienie poza granicami naszego kraju. Ale to Smarzowski, lokalny i nieprzetłumaczalny na doświadczenia innych wspólnot, jest powszechnie uważany za najważniejszego dziś polskiego reżysera. Jest swój, może jeszcze nie wieszcz narodowy, ale autor znajdujący posłuch i poklask od prawa do lewa.
Jedynym filmowcem o niepodważalnym statusie twórcy narodowego był Andrzej Wajda (choć dzieła Mistrza były w równej mierze polskie, co uniwersalne - znajdowały widzów pod każdą szerokością geograficzną). Reżyser w gorącym 1980 roku stwierdził, że kino jest tą gałęzią sztuki, która potrafi na bieżąco mówić ważne rzeczy o współczesności, w nowy sposób opisywać aktualną sytuację, stawiać odkrywcze diagnozy konfliktów społecznych. Autor „Kanału" (1956), jako czołowy przedstawiciel szkoły polskiej i kina moralnego niepokoju, doświadczył na własnej skórze bezpośredniego kontaktu z publicznością i widział filmowców jako kontynuatorów tradycji romantycznej. Twórca ma misję społeczną i zobowiązany jest służyć narodowi poprzez krytyczną analizę rzeczywistości Jak podsumowała Izabela Kalinowska, w przypadku Wajdy służba ta miała dwa wymiary: reżyser opowiadał o osobistych i zbiorowych utratach oraz angażował publiczność w wysiłek przepracowania owych traum. Z jednej strony odszukiwał więc miejsca bolesne dla polskiej wspólnoty, często takie, które określa się białymi plamami w dyskursie pamięci i historii, by dać im wybrzmieć na ekranie, z drugiej - budował wyidealizowany mit raju utraconego, szczególnie w adaptacjach klasyki. Wojciech Smarzowski nieprzypadkowo zadebiutował „Weselem" (2004), które odsyłało do...